Stanęłam przy oknie i obserwowałam ludzi, którym
spieszno było do pracy. Normalnej pracy, w której musieli ciężko harować na
kilkaset funtów miesięcznie. Niektórym brakowało na życie; jedzenie, ubrania
dla dzieci, rachunki. A taka zwykła dziewczyna jak ja osiągnęła prawie
wszystko, czego chciała; pieniądze,
sławę, miłość, przyjaciół. Chociaż z tym ostatnim to nie mam pojęcia, w jaki
sposób przekonać niektórych z nich do tego, że jestem dobrym człowiekiem. W
każdym razie – niektórzy nie mają pieniędzy na posiłek, a na moim koncie
bankowym znajdowała się niezła sumka.
Awantura, która została wywołana przeze mnie daje o
sobie znać. W pewnym sensie Louis zasługiwał na poznanie prawdy, ale czułam się
źle z tym, że Eleanor i on zrobili sobie przerwę w związku. Jakbym… była
współwinna temu wszystkiemu.
Od tamtej nocy nie mam kontaktu z resztą zespołu.
Liam z Danielle pojechali na parę dni do rodziny Payne’a; Zayn w przeciągu tych
dni był u Perrie może z dwa razy. To ona jeździła do niego, co jest mi na rękę,
bo przynajmniej mogę przemyśleć sobie parę spraw. Niall… to on mnie budzi i jest przy mnie, kiedy zasypiam.
Najwspanialszy człowiek na ziemi, jakiego kiedykolwiek poznałam. Nie wiem, czy
wypada tak mówić o zmarłym, ale nawet Harry nie był taki dobry jak blondas.
Zawsze było mi szkoda Horana, ponieważ, kiedy
chłopcy z zespołu z kimś się spotykali – on był wiecznie singlem. Zachodziłam w
głowę, dlaczego nie chodzi na randki, nie poznaje nowych dziewczyn, cokolwiek.
Prawdę poznałam wczoraj. Powiedział mi, że miał dziewczynę, która parę miesięcy po programie zmarła na
nowotwór. Nie potrafił się po tym otrząsnąć i wolał trzymać dystans do płci
przeciwnej.
Tymczasowo, w apartamencie Edwards jestem sama.
Blondynka wyszła na próbę przed trasą koncertową po Anglii, a Niall wyskoczył
po jakieś zakupy, ponieważ stwierdził, że to, co jest w lodówce nie nadaje się
do jedzenia, a mowa była tutaj o jajkach, żółtym serze, jogurcie jagodowym oraz
kartonie mleka. Po prostu, ani Pezz, ani ja nie czułyśmy potrzeby, aby zakupić
coś bardziej nasiąkniętego kaloriami.
Zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałam tę
dolegliwość. Od kilku godzin czuje się osłabiona, czemu towarzyszy ból głowy
oraz co jakiś czas pojawia się uporczywy kaszel.
Odeszłam od okna i rozejrzałam się po swoim pokoju.
Wszystko na swoim miejscu. No, z wyjątkiem listów, które ułożyłam pół godziny
temu na łóżku. Przymierzałam się, żeby przeczytać ten jeden, przedostatni, ale
bałam się. Obawiałam się, że może on namieszać jeszcze bardziej. Jeśli teraz tego nie zrobię, to już nigdy,
pomyślałam i podeszłam do łóżka. Chwyciłam jedną z nich i otworzyłam ją. Ku
mojemu zaskoczeniu, wypadła z niej niewielka koperta, przyozdobiona złotymi
akcentami. Nie podniosłam jej z podłogi tylko przeszłam do czytania treści
listu.
Londyn, ?-?-?
Droga Cher,
Ten list, mimo
tego, że będzie krótki – był pisany przez tydzień, toteż nie naniosłem na niego
daty. Przymierzałem się, żeby Mu powiedzieć, ale na każdym kroku, kiedy byłem
milimetr od wyjawienia prawdy, zawsze znajdował się jakiś pretekst do tego, aby
zrezygnować. Zrezygnowałem. Nie zdziwi Cię, więc to, że określę się jako
tchórz, najnormalniejszy tchórz. Wstydzę się tego, iż jestem, jaki jestem. Za
pewne czytasz ten list mając już rodzinę, ba, nawet wnuki! Jeśli nie, wiedz, że
wszystko jeszcze przed Tobą. Ja,
zaczynam od nowa, a Ty? Zdobyłaś się na wyznanie prawdy osobie, którą kochasz?
Oczyść swoją duszę i spraw, aby ten świat, Twoje życie było lepsze. To od
Ciebie zależy. Nie daj się zmanipulować.
Powiedz
Louisowi, że go kochałem, nadal kocham. Niech żyje szczęśliwie z Eleanor przy
boku; ona jest przepiękną i wspaniałą kobietą. Zasługuje na Niego bardziej niż
ja.
Wiecznie
uśmiechnięty,
Harry
P.S. W kopercie,
którą dołączyłem znajduje się list do Tommo. Mogłabyś?
Cholerny idiota. Czy on był jasnowidzem? Wiedział,
co się stanie, kiedy pisał te pieprzone listy, czy zamierzał umrzeć? Jeśli
chce, żebym to dała Louisowi, to dam. Tak, powiem Horanowi, żeby mu przekazał,
bo w najbliższym czasie nie zamierzam wchodzić do tamtego domu.. Chyba, że
będzie ktoś umierał.
- Cher? – z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego
chłopaka. Ostatnio dużo rozmawialiśmy o
nas, więc mogłam go tak nazywać. – Wróciłem z obiadem!
Odłożyłam list na łóżko i przeszłam do kuchni, skąd
dochodziły szmery. Stanęłam w progu i oparłam głowę o framugę drzwi wpatrując
się w blondyna, który rozpakowywał zakupy. Obserwowałam jego ruchy mając
jednocześnie nadzieję, że nie złapie mnie na tym, iż mu się przyglądam.
Kichnęłam. Ot tak, zebrało mi się na kichanie, co
przykuło uwagę mojego towarzysza. Posłałam mu ciepły uśmiech, a ten schował do
lodówki szynkę i parę innych warzyw. W pewnym momencie poczułam ponowną chęć
kichnięcia. Tym razem chłopak zaczął chichotać.
- No co? – spytałam się, a mój głos momentalnie się
zmienił; był słabszy.
Blondyn odłożył paczkę czekoladowych chrupek na blat
i podszedł do mnie bliżej, obejmując w talii. Do moich nozdrzy dotarł
charakterystyczny zapach perfum, jakie używał Irlandczyk. Takie delikatne,
przyjemne, cudowne.
- Kichanie, to pierwszy objaw tego, że zakochałaś
się w pewnym zespole o nazwie równie przemyślanej, co piosenki na ich płycie. –
zaśmiał się, a ja wywróciłam tylko oczami.
Byliśmy parą od pięciu dni, ale do łóżka z nim
poszłam. Nie odczuwałam takiej potrzeby. Niall był dla mnie ważny i zależało mi
na nim, więc jeśli będziemy chcieli – to przypieczętujemy nasz związek. Na
razie, nie byłam na to gotowa. On też nie okazywał temu tematowi
zainteresowania.
Ponownie kichnęłam, starając się schować twarz w
swoich dłoniach, co uniemożliwił mi
uścisk chłopaka. Podniosłam na niego, nieco już załzawione oczy i uśmiechnęłam
się blado.
- A skąd ty o takich rzeczach wiesz, mhm? – spytałam
siląc się na normalny ton głosu.
- Czytam czasami strony internetowe. – wzruszył
ramionami – Wydaje mi się, że jakaś choroba cię łapie. Powinnaś położyć się do
łóżka i porządnie wygrzać.
Ta jego troska była taka słodka. Przyłożył swoją
chłodną dłoń do mojego czoła i posłał mi przerażone spojrzenie.
- Cher, ty jesteś rozpalona! – stwierdził ze
strachem w oczach – Do łóżka, marsz.
- Czasami informacje z Internetu są nieprawdziwe. –
szepnęłam, a chłopak to zignorował. Że niby ja? Zakochana w jego zespole? Hm,
może jest w tym ziarenko prawdy, bo przecież on jest w One Direction. Ach, ale
mam mętlik.
Nie chciałam wracać do swojego pokoju. Czułam się
tam samotnie, mimo tego, że bardzo mi się on podobał i miałam wrażenie, jakbym
była u siebie w domu. Właśnie, w domu… rodzina się mnie wyrzekła, więc jedyną
osobą, której na mnie zależy jest Niall i Perrie. No, bo dlaczego reszta
chłopaków miałaby się mną przejmować? Ach, mam jeszcze fanów, którzy twierdzą,
że jestem idealna, ale są i tacy, którzy winę za śmierć Stylesa zrzucają tylko
i wyłącznie na mnie. Nie ważne.
Nie zdążyłam powiedzieć słowa, a Horan wziął mnie na
ręce, co wywołało u mnie protest, który okazywałam poprzez uderzanie dłońmi w
jego klatkę piersiową. Niestety, nawet to nic nie dało. Chłopak zaniósł mnie do
pokoju i położył na moim łóżku, przedtem unosząc ręką kołdrę ku górze. Przykrył
mnie nią i spojrzał na listy, które dzisiaj tam położyłam. Wziął do dłoni ten,
który czytałam i przeleciał po nim wzorkiem.
- Dużo ich jeszcze zostało? – spytał w zamyśleniu
chłopak.
- Jeden. – odpowiedziałam. Nie musiałam zastanawiać
się, o co mu chodzi. Od pogrzebu Stylesa, tematem większości rozmów były listy,
które napisał, albo on sam. – Ale w najbliższym czasie nie zamierzam go
otwierać. – dodałam – Dasz go Louisowi? - Wskazałam na małą kopertkę, którą
akurat trzymał w dłoni. Chłopak skinął mi głową i usiadł przy mnie. Wyjęłam
swoją rękę spod kołdry i zakryłam nią sobie usta, ponieważ zaczęłam kaszleć.
Blondyn spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Może wezwać lekarza.. .- zaczął.
- To tylko małe przeziębienie – przerwałam mu – Nie
potrzebni są lekarze. Przecież mam ciebie.. – szepnęłam i zrobiłam miejsce dla
niego bliżej siebie.
Niall niepewnie przysunął się, tak, że mogłam oprzeć
swoją głowę o jego ramię. W ułamku sekundy zdałam sobie sprawę z tego jak
bardzo jestem zmęczona. Chcąc, czy nie chcąc – od razu odpłynęłam w krainę
snów.
Strużki
deszczu skraplały moje czoło, a ja szłam
dalej. Szłam, mimo intensywnego wiatru i zachmurzonego nieba. Jak na czerwiec –
pogoda była okropna. Zanosiło się właśnie na burzę, a ja dalej szłam. Pewnie
kroczyłam mokrymi chodnikami z kapturem na głowie i przemoczonymi już trampkami na stopach. Bluza, którą miałam
zarzuconą na ramiona też przemokła, a po moim ciele przeszedł dreszcz – dalej
szłam. Moim celem był dom na obrzeżasz miasta. Nie znałam Holmes Chapel, ale
starałam się iść przypominając sobie drogę, jaką pokonałam ze znajomym z tej
miejscowości.
Stanęłam
na rozwidleniu dwóch ulic; deszcz uniemożliwił mi ujrzenie ich nazw.
Zaimprowizowałam i skierowałam się w prawo, dostając olśnienia. Dochodziła
szósta popołudniu, więc ludzi za wiele tutaj nie było. Co jakiś czas mijałam
przechodnia spieszącego się do domu przed wielką burzą. Wygięte przez wiatr
parasole nie dawały schronienia w tak uporczywej dla Anglików chwili.
Kiedy
tam pójdę, co powinnam zrobić? Wygarnąć mu wszystko prosto w twarz, czy
pogratulować wspaniałego wyboru? Może ustosunkować się do jego decyzji i nadal
być jego przyjaciółką?
I
oto jest: duży, biały domek z granatowym dachem. Furtka była otwarta, więc bez
żadnego problemu dostałam się na podwórko swojego „przyjaciela”. Przemierzyłam
dróżkę, którą płynął już strumyk i stanęłam przed beżowymi drzwiami. Rozejrzałam się. Na podjeździe nie było
samochodu jego matki; ojca pojazdu także nie było widać, więc był sam. Sam jak
palec, podczas tak okropnej pogody.
Bez
pukania, szarpnęłam klamkę od drzwi i weszłam do przedpokoju, w którym
śmierdziało jakimś tanim odświeżaczem powietrza. Odkąd pewna sprawa ujrzała światła
dziennego – zbankrutowali na nich.
Przemierzyłam
korytarz i pokonałam kilka schodów, dobrze pamiętając, gdzie znajduje się pokój
lokowatego zdrajcy. W tym momencie, do moich uszu dotarł dźwięk jego głosu i
piosenka, jaką śpiewał. „Isn’t she lovely” – wszędzie poznam ten wykon.
Nie
potrzebowałam zaproszenia, aby wejść do pokoju tego osiemnastolatka, po prostu
to zrobiłam. Wbiłam swój wzrok w jego osobę. On jednak nie przestawał nucić
sobie pod nosem tej piosenki. Siedział w
fotelu, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś obcy stoi w jego
pokoju. Odwrócony był do okna, za którym „podziwiał” ludzi uciekających przed
deszczem.
Wyjęłam
z kieszeni bluzy nóż i powoli zaczęłam zbliżać się do chłopaka, którego kiedyś
łączyła ze mną przyjaźń. Ba, poprzez listy, które przeczytałam (jego autorstwa)
mogłabym sądzić, że nawet coś więcej, ale nie. Wtedy pojawił się w jego życiu
ON i wszystko zepsuł.
-
Spodziewałem się ciebie tutaj, Cher Bear – jego charakterystyczny głos wypełnił
głuchą cisze w pokoju, a ja nie przestawałam zbliżać się ku niemu. Miałam teraz
tylko jeden cel i on nim był.
Zacisnęłam
mocniej palce swojej prawej dłoni na ostrym nożu i stanęłam dosłownie kilka
centymetrów za fotelem chłopaka. Za to, że mnie okłamał, za to, że oszukiwał
swoich fanów, za to, że upozorował swoją śmierć i za to, że musiałam przez niego cierpieć – zrobiłam krok w lewo i
wbiłam mu sztuciec w serce. Prosto w jego bezlitośnie puste i zimne serce.
Zdążyłam jeszcze spojrzeć w jego zielone oczy i wtedy poczułam ucisk w żołądku.
Co ja zrobiłam? Dlaczego zabiłam swojego najlepszego przyjaciela?
-
Życzę ci tego samego, Lloyd! – głos lokowatego Anglika, z każdym słowem,
przeobrażał się w bardziej demoniczny i intensywniejszy. Przez kolejne kilka
minut tkwił on w mojej głowie, aż do momentu, kiedy poczułam ból w okolicy
klatki piersiowej. Upadłam, słysząc tylko donośmy i jakże mi znany śmiech
Harry’ego.
Krzyk w mojej głowie nie ustawał nawet wtedy, gdy
otworzyłam powieki i podniosłam się do
pozycji siedzącej. Moje oczy obleciały całe pomieszczenie; nadal znajdowałam
się w swoim pokoju. Rolety na oknach były pozasuwane, a lampka nocna delikatnie
majaczyła się przy biurku z komputerem. Niall’a także nie mogłam znaleźć w
zasięgu swojego wzroku.
Złapałam się za bolącą głowę i zacisnęłam mocno
powieki, jednak ból nie zniknął. Wyszeptałam imię swojego chłopaka, ale zdając
sobie sprawę, że był to szept bezgłośny i nic nie znaczący – odpuściłam sobie.
Wygramoliłam się spod kołdry i powoli wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w
głowie, ale w ostatniej chwili zdołałam powstrzymać swój upadek na chłodne
panele poprzez przytrzymanie się łóżka. Wolnym krokiem zaczęłam iść w stronę
drzwi, aby dostać się na zewnątrz tego pomieszczenia. Nacisnęłam klamkę i
przeszłam parę kroków. Dobiegły mnie rozmowy dwóch osób. Starając się
sprecyzować właścicieli tych głosów, szłam powoli do salonu, skąd one
dochodziły.
- Co powinien zrobić? – usłyszałam zrezygnowany
głos; był taki delikatny i jednocześnie bardzo mi znany.
Nie usłyszałam już odpowiedzi na to pytanie. Weszłam
do salonu i ujrzałam tam (nieco niewyraźnie)
Louisa Tomlinsona siedzącego na fotelu i Niall’a, który stał oparty o
parapet. Gdy mnie zobaczył na jego twarz wdarło się zaskoczenie, ale także i
troska. Tak, to była troska.
Przeniosłam swój wzrok na szatyna, który wyglądał na
zdezorientowanego. Zrobiłam krok do przodu, któremu towarzyszyły coraz większe
zawroty głowy i kaszel. Starałam się utrzymać w pionowej pozycji, jednak to nie
było takie proste, zważywszy na
ociężałość, jaką czułam podczas stania. Nawet nie wiedziałam kiedy, upadłam na
ziemię, a raczej powinnam była to zrobić. Ku mojemu zdziwieniu, upadek
zamortyzowały czyjeś dłonie. Byłam wdzięczna osobie, która pomogła mi w tym
momencie. Chciałam otworzyć oczy i jej podziękować, ale nie było mi to dane.
Mimo chęci, czułam się cholernie osłabiona i bezbronna.
- Dzwoń po lekarza! – któryś z chłopców krzyknął i
rozległ się grzmot. Jak w moim śnie, tylko tym razem to ja byłam ofiarą.
Chociaż, nie przypominam sobie, aby pogoda miała być deszczowa, a co
najdziwniejsze burzowa.
Zielona
łąka, niebieskie niebo, drzewo na środku polanki, strumyk przepływający obok i
szum drzew, gdzieś w oddali. Kręciłam się na zielonej trawie i podziwiałam
piękno natury, jaka została mi pokazana.
W oddali słyszałam jakieś męskie głosy, ale nie na tyle wyraźne, żebym
potrafiła zinterpretować ich treść. Dałam się ponieść wiatrowi i pognałam ku
wielkiemu dębowi, by schronić się przed intensywnymi promieniami słońca.
Towarzyszył mi Lokowaty chłopak, a jego usta przybrały ogromnie promienny
uśmiech, czemu współgrały słodkie dołeczki w policzkach. Złapałam go za rękę i
razem pobiegliśmy przed siebie. Jednak głosy nadal nie ustawały…
*
-
Cher… Cher…
Nadal
słyszałam ten głos. Nie ustawał on nawet wtedy, kiedy próbowałam o Nim nie
myśleć. Wszystkie wspomnienia powracały, a moje serce dopuszczało do mózgu te
najbardziej bolące i ociekające smutkiem. Jakby wiedziało, że moje
dotychczasowe cierpienie nie było dla mnie wystarczająco uporczywe.
Otworzyłam
oczy, a przed nimi ukazał mi się tak bardzo znajomy dla mnie chłopak. Ten sam,
z którym rozmawiałam rok temu. Ten sam, który zawiódł się na mnie, ale i cierpiał
nieszczęśliwą miłość do Louis’a. Ten sam…
-
Harry? – szepnęłam, a mój głos brzmiał nadzwyczajnie dziwnie i nieporównywalnie
do mojego zwykłego tonu. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, a Lokowaty zrobił to
samo. Poczułam jego dotyk na swojej skórze i od razu przeszły po niej
dreszcze. Chłopak wyglądał na równie
zaskoczonego, co ja.
-
Nie, Cher – odpowiedział, a ja zmrużyłam machinalnie oczy, aby móc sprecyzować
sylwetkę, która się nade mną pochylała – To ja, Niall. – dopowiedział.
W
tym samym momencie jego długie, lokowane włosy zamieniły się na idealnie
ułożone blond pasma, a oczy przeobraziły w błękitną otchłań.
-
Ale to był on. – prawie krzyknęłam – To był Harry!
-
Zdawało ci się, kochana. – odparł i ujął
moją dłoń w swoją ciepłą – Zapomnij o nim. Zapomnij jak bardzo cię zranił.
Liczymy się tylko my.
Wyrwałam
swoją rękę z jego uścisku i wpatrywałam w jego wkurzoną twarz.
-
Nie! – poczułam jak do moich oczu napływają łzy – To musi być sen. Ty byś
czegoś takiego nie powiedział!
-
Zrozum, że przez niego cierpiałaś! Zrozum to w końcu..
Zaczęłam
się cała trząść, a szumy w mojej głowie ustały, aby zastąpiła je cisza.
Jak za machnięciem magicznej różdżki, otworzyłam
oczy i ujrzałam przed sobą zwykły, biały sufit. W pokoju panował półmrok, więc
nie mogłam nic więcej zobaczyć. Kiedy spróbowałam podnieść się do pozycji
siedzącej – uniemożliwiła mi to kołdra, w którą byłam prawie zawinięta. W tym
samym momencie, głowa zaczęła mnie boleć, a mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
- Leż – usłyszałam zmartwiony szept, męski szept.
Zaprzestałam podnoszenia się, tylko przeniosłam swój
wzrok na chłopaka siedzącego przy moim łóżku. Nie był nim Niall, jak się
spodziewałam. Jego jasne, jakby niebiesko-szare tęczówki spoglądały na mnie z
pewnym wyrzutem. Gdy napotkał moje spojrzenie – odwrócił wzrok i zagryzł dolną
wargę. Był ubrany w katanę, a pod nią było widać skrawek białej koszulki. Włosy
jak zwykle idealnie zaczesane do tyłu – opadały mu bezwładnie na czoło.
- Dla.. dlaczego tutaj jesteś? – szepnęłam. Starałam
się, aby mój głos brzmiał na tyle pewnie, na ile to było możliwe.
Poczułam suchość w gardle, więc zaczęłam rozglądać
się za jakimkolwiek napojem. Niestety nikt nie pomyślał o tym, żeby zostawić na
półce nocnej szklankę z wodą.
- Napij się – szatyn wyciągnął dłoń z cieczą w moją
stronę. Nie wiedziałam, skąd wiedział, że potrzebuję tego trunku, ale w duchu
mu za to dziękowałam. Chwyciłam przezroczystą szklankę i przyłożyłam ją do ust,
aby nawilżyć swoje gardło. Od razu zrobiło mi się lepiej, więc spojrzałam
ponownie na chłopaka.
- Słuchaj, nie mam siły na kłótnie, więc… -
zaczęłam, a mój dziwnie brzmiący głos rozniósł się po pomieszczeniu. Czułam, że
moje powieki odmawiają mi posłuszeństwa i chcą, abym zamknęła oczy i położyła
się z powrotem spać.
- Przyszedłem tutaj po to, aby… - przerwał, aby
podnieść swój wzrok na mnie i spojrzeć w moje, i tak za pewne, puste oczy –
Niall dał mi ten liścik, który Harry dołączył do twojego. Napisał w nim, żebym
nie martwił się, że go zraniłem, bo to on ranił samego siebie. Ja i tak wiem,
że tak nie było. Mogłem coś zauważyć, pomyśleć trochę nad tym, a nie…
Nie chciałam mu przerywać. Kiedy usłyszałam imię
swojego chłopaka… serce na sekundę przestało mi bić. Przypomniałam sobie swój
sen, a raczej koszmar, w którym Niall mi powiedział, żebym zapomniała o
Harry’m. On naprawdę tak myślał? Chciał, żebym była tylko z nim?
- Długo
męczyłem się z myślą, że to właśnie przeze mnie on to zrobił. – kontynuował,
spuszczając ze mnie swoje jasne tęczówki. Zaczął bawić się swoimi palcami – Ale
w końcu doszedłem do wniosku, że to niemożliwe, bo ciebie kochał bardziej niż
kogokolwiek innego. To był zwykły pech, że znalazł się wtedy w tym samochodzie.
Zła osoba, o złej porze, w złym miejscu. Cher, ja… Nie chcę, żebyś myślała, że
cię nie lubię. Nienawiść przyćmiła mi wszystko. Walczyłem ze sobą, czy mam do
ciebie przyjść i oto jestem. Poza tym, nie wiem, co chciałabyś ode mnie
usłyszeć..
Obserwowałam go i z każdą sekundą chciałam mu
powiedzieć, że mu wybaczam i wszystko jest w porządku, ale nie byłam w stanie
tego zrobić. Nie, świadomie oświadczam, iż ciężko będzie mi zapomnieć o tym
wszystkim.
- Nikomu o tym nie mówiłam.. – zaczęłam niepewnie
siląc się na silny głos, na marne jednak – Jakiś czas temu miałam sen, w którym
byłam na miejscu wypadku. Widziałam jak samochód uderza o drzewo, a kiedy
podeszłam do kierowcy, ujrzałam w nim… to był Harry. – czułam jak do oczu
napływają mi łzy – Chciałam go uratować… starałam się otworzyć drzwi, wybiłam
szybę, ale one nadal ani drgnęły. Pojazd miał za chwilę wybuchnąć, a wtedy on
szepnął do mnie, żebym ratowała siebie, a jego zostawiła.
Wpatrywałam się w szklankę, którą trzymałam w swoich
dłoniach, a woda w niej stała się dla mnie raptem tak bardzo interesująca, że
aż zapomniałam o tym, iż szatyn siedzi naprzeciwko mnie.
- Uciekłam. – spojrzałam mu w oczy – Uciekłam. Po
prostu uciekłam, zamiast ratować tego cholernego palanta.
Poczułam kłucie w gardle i po chwili zaczęłam
kaszleć. Dopiero po kilku minutach uspokoiłam się i odłożyłam szklankę na nocną
półkę.
- Louis, nie chcę cię okłamywać – odparłam – Nie
jestem w stanie ci na razie wybaczyć tego, co robiłeś przez cały ten czas. To
dla mnie zbyt wiele i nie jestem na to gotowa.
Chłopak spuścił głowę, aby po chwili spojrzeć mi w
moje ciemne oczy.
- Rozumiem cię. Sam nie mógłbym wybaczyć sobie tego,
co mówiłem. Wiedz tylko, że przepraszam cię.
Posłałam mu w miarę ciepły uśmiech, a bynajmniej
postarałam się, aby tak wyglądał. Głowa nadal niemiłosiernie mnie bolała, więc
nie do końca wiedziałam, co robię.
Szatyn wstał
i odwzajemnił mój gest. Skierował się do drzwi, a kiedy nacisnął klamkę,
przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy.
- Louis? – na swoje imię, chłopak odwrócił się w
moją stronę – Tworzysz z Eleanor coś wspaniałego. Nie niszcz tego jeszcze
bardziej. Ona cię kocha, tak samo jak ty kochasz ją. Zadzwoń do niej.
Potrzebujesz jej teraz.
- Jeśli nadal będzie chciała takiego dupka, jakim
jestem to zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. – odpowiedział, a ja
mimowolnie się uśmiechnęłam – Dobranoc, Cher.
- Dobranoc.
Wyszedł, a ja
opadłam bezwładnie na poduszkę, zakrywając się kołdrą. Zdobył się na odwagę,
żeby przyjść do mnie i przeprosić, a ja mu nie wybaczyłam. A ten mój sen? Moja
podświadomość wysyła do mojego mózgu dziwne przekazy. Przecież bardzo dobrze
wiedziałam, że Niall nie byłby w stanie powiedzieć czegoś takiego. Cierpiał po
stracie przyjaciela równie mocno jak ja, czy Liam albo Zayn.
Przewróciłam się na prawy bok, aby móc widzieć drzwi
od mojego pokoju, które zostały delikatnie uchylone, a zza nich wychyliła się
dziewczyna o fioletowych włosach, co wywołało u mnie zdziwienie. Dopiero po
bliższym przyjrzeniu się (co w moim wypadku było cholernie trudne, zważywszy na
mój stan zdrowotny), dotarło do mnie, iż to Perrie. Dziewczyna usiadła na
poprzednim miejscu szatyna i poczęła się mnie przyglądać.
- Co… coś ty, na litość boską, zrobiła ze swoimi
włosami? – spojrzałam na nią z wielkimi oczami, co wywołało u (starej)
blondynki uśmiech na ustach.
- Eksperyment Jade. Udany, swoją drogą. – ucieszyła
się Edwards – Jak się czujesz?
Więc to Thirlwall była winowajcą nowego wyglądu
mojej przyjaciółki. Nie znam jej osobiście, ale kiedy już to zrobię – zamorduję
ją za to. Przecież blond włosy dodawały Pezz tego czegoś, co było w niej
niezwykłe!
- Głowa mnie boli, a do tego mam uczucie jakbym
chciała spać cały dzień. – szepnęłam.
- To normalne przy grypie. – zauważyła Perrie –
Louis wyszedł stąd jakiś taki ucieszony… coś się stało?
- Dlaczego miałoby się coś stać? – zapytałam, a
widząc jej dziwny wzrok, dopowiedziałam – Przeprosił mnie, ale ja nie byłam w
stanie tych przeprosin przyjąć. To dla mnie zbyt dużo jak na jeden miesiąc.
Fioletowo-włosa
skinęła mi głową i przeczesał swoje kosmyki.
- Ach, zapomniałabym! – dziewczyna wyciągnęła przed
siebie dwie tabletki i mi je dała – Masz to wziąć. Takie są zalecenia lekarza.
Wzięłam od niej lekarstwa, po czym wsadziłam je do
ust i popiłam wodą ze szklanki, którą uprzednio zdjęłam z nocnej półki.
- Nienawidzę leków. – jęknęłam, kiedy pigułki
powędrowały drogą pokarmową do żołądka. Perrie zachichotała tylko i wstała z
fotela, aby podejść do mnie i pocałować mnie w policzek.
- Zdrowiej szybko, Cher. – szepnęła – Niall
przyjdzie do ciebie za chwilę. Na razie siłuje się z Zaynem. – napotkała moje
zaskoczenie w oczach – Długa historia. Słodkich snów.
Pożegnała się ze mną i wyszła z pokoju. Znowu
zostałam sama ze swoimi myślami. Skąd u mnie takie głębokie, filozoficzne
myślenie? Przecież do niedawna moim priorytetem było zadowolenie fanów i
docenienie przez innych muzyków. A teraz? Teraz walczę z jakąś chorobą,
użerając się przy tym z wściekłym Louis’em, który właśnie przeprosił mnie za
swoje zachowanie, jak nauczycielkę w szkole. Narzekam na życie, a w
rzeczywistości – mogło być gorzej. Życia Harry’emu nie zwrócę, ale mogę zadbać o swoje.
~***~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Miałam dodać
w piątek, ale rano miałam Internet, a jak wróciłam ze szkoły to już nie, bo po
co. Ugh!
Trochę zbyt naciągany? Może zbyt wymyślny i dziwny,
ale jest. Wydaje mi się, że nie jest zły, ale to wam przypada ocena. Nie jestem
pewna, co do swoich prac. Najbardziej
podoba mi się sen Cher, ten pierwszy. Wyszedł mi dość dobrze ;)
Bardzo długi mi ten rozdział wyszedł. Najdłuższy w
całej historii tego bloga. Haha xd 10 stron, mhm, przecież to prawie nic! Taka
niespodzianka, dlatego, że nie dodałam o terminie. Mam nadzieję, że niej zbyt
ługi, bo miałam zrobić z niego dwa osobne rozdziały, ale doszłam do wniosku, że
musiałabym przyspieszyć za bardzo czas, więc… Rozdział 11 miał zacząć się po
śnie Cher z łąką i tym dziwnym czymś, ale połączone dwa, to chyba nic złego.
Ojej, ale nakręciłam ;L
Loooooove, xoxo
PS NIE MAM NADAL INTERNETU, WIĘC SZYBKO KOLEJNY SIĘ NIE POJAWI :(
cudowny ♥
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Cher szybko wyzdrowieje. I co najważniejsze, żeby nie było to coś poważniejszego.
OdpowiedzUsuńTe sny... Bardzo fajny pomysł. Czytając ten pierwszy byłam naprawdę przerażona.
Co do Lou, to bardzo się ciesze, że w końcu przemyślał wszystko i przeprosił.
Jak zwykle rozdział świetny. Czekam na kolejny z niecierpliwością :)
Pozdrawiam x
Co tu dużo mówić ... Rozdział po prostu cudowny. Louis poznał prawdę, przeprosił Cher, zrozumiał. I tak ma być.!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się następnego :) /RealAgataP
ja tu jestem nową fanką tego opowiadania! jedyne opowiadanie o Cher i One Direction! Boże to jest takie cudowne! dziękuję Ci :* czekam BARDZO niecierpliwie na nexta <3
OdpowiedzUsuń@WTuszynska
Hem, hem.
OdpowiedzUsuńJej, moja Cher! Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie! Biedna ona!
No, co do rozdziału do fajny, ciekawy.
Dużo wniosły sny, które namieszały odrobinę.
Ogólnie bardzo miło, i wiesz, że kocham Cię za Mrs. Lloyd.
To dopiero drugie opowiadanie z jej udziałem, a jest genialna.
Czy tylko ja tak uważam?
Czekam na nexta i dawaj go szybciutko!
Zapraszam do siebie:
i-always-dream-can-come-true.blogspot.com