Stałam oparta o białą ścianę, na szpitalnym
korytarzu. Ból, jaki zadawały mi moje szpilki były niczym z tym, co było mi
dane zobaczyć kilka godzin temu.
Kiedy
Louis pobiegł sprawdzić, co dzieje się z Eleanor, wraz z Niall’em, w przypływie
trzeźwości, pobiegliśmy za nim. W głowie nadal mi nieco huczało, a przed oczami
trochę wirowało, jednak za wszelką cenę starałam się dotrzymać kroku mojemu
chłopakowi, który wcale nie wydawał się być aż tak pijany, na jakiego wyglądał.
Plułam
sobie w brodę za to, że założyłam te cholerne szpilki, ponieważ pieczenie,
jakie odczuwałam, biegnąc sprawiał, że chciałam się zatrzymać i najchętniej
utonąć we łzach, jednak tego nie zrobiłam. Zamiast tego, złapałam się kurczowo
ramienia Irlandczyka i w ten sposób dotarłam do miejsca, gdzie stał pojazd
Louis’a. Drzwi od strony kierowcy były otwarte, a przed nimi leżała brunetka,
całkowicie się nie ruszając. Tomlinson klęknął przy niej i sprawdził jej puls
oraz wszystkie możliwe rzeczy, aby tylko się upewnić, czy wszystko jest z nią
dobrze. Jednak to nie wystarczyło, bo pomimo tego, iż nie widziałam nigdzie
krwi, czułam, że Eleanor mogła dostać twardszego urazu niż na to wyglądało.
Lou
niepewnie ułożył ją w pozycji bocznej ustalonej, by wykluczyć ewentualne pogorszenie
jej stanu zdrowia. Byłam zaskoczona i stałam jak wmurowana w chodnik, nie
wiedząc, co robić. Dopiero głos Tommo mnie ocucił.
-
Niall, biegnij po Liam’a. Z tego, co wiem, to nic nie pił, więc może prowadzić.
– powiedział pewnie szatyn, a blondyn nawet nie zastanawiając się nad
jakąkolwiek reakcją, pobiegł w stronę ogrodu, gdzie goście doskonale się
bawili. Czułam się trochę słabo, jednak podeszłam do Louis’a i dobrze wiedząc,
gdzie zazwyczaj trzyma swój telefon, wyjęłam go z bocznej kieszeni jego
marynarki, za co posłał mi wdzięczne spojrzenie. Wykręciłam numer na pogotowie
i czekałam na połączenie. Może nie byłam trzeźwa w stu procentach, jednak
potrafiłam rozróżnić rzeczywistość od fikcji, a rozmowa z ratownikiem nie była
taka trudna. Wytłumaczyłam kobiecie, w jakim stanie zastaliśmy Eleanor i powiadomiłam
ją w tym czasie o tym, iż była w prawie dziewiątym miesiącu ciąży.
W
tym samym momencie, kiedy powiedziała, że karetka już jedzie, Liam z Niall’em
stanęli obok mnie i Louis’a. Poinformowałam kobietę, iż nie będzie ona
potrzebna i poradzimy sobie, jednak nalegałam, by się nie rozłączała. Tak też
zrobiła.
-
Co się stało? – słyszałam jak Payne pyta się Louis’a, a ten wymamrotał coś pod
nosem i wraz z Horanem ułożyli Els na tylnich siedzeniach samochodu. Oboje zostali
na tyłach i dopiero wtedy zauważyłam coś cholernie istotnego w tym wszystkim.
-
Ona krwawi.. – szepnęłam na tyle głośno, by chłopcy mnie usłyszeli. Wtedy szatyn
zerknął na mnie ze smutkiem, a w jego oczach widziałam przerażenie. O boże, on
może ją stracić. On może stracić dziecko. Eleanor i dziecko. Wszystko. Czym prędzej
usiadłam na miejscu pasażera, z przodu i wytłumaczyłam ratowniczce po drugiej
stronie telefonu, co zauważyłam. Poinstruowała mnie, bym jak najszybciej zjawiła
się z Calder w szpitalu. – Za ile będziemy w szpitalu, Liam? – odsunęłam telefon
od ucha i spojrzałam na chłopaka.
Liam
był bardzo skupiony i chyba nawet zapomniał, że został wyrwany ze swojego
własnego ślubu. Jednak widziałam w jego oczach determinację. Pragnął pomóc
Eleanor bardziej niż bawić się w ten wieczór. Cały Payne.
-
Dziesięć minut... ale mógłbym pominąć kilka przepisów i… – Usłyszałam w jego
głosie wahanie.
-
Chrzanić te przepisy, Liam! – Louis brzmiał na cholernie zmartwionego, jednak
pewnego swoich słów. – Musimy jak najszybciej znaleźć się w szpitalu..
-
Trzy minuty. – Odparł pewny siebie Payne i wcisnął gaz do dechy, a ja
poinformowałam o tym kobietę po drugiej stronie.
Poczułam jak moje oczy wypełniają się łzami i
momentalnie je przymknęłam, aby tylko ułatwić im spłynięcie po moim policzku. Na
ramionach miałam marynarkę Niall’a, jednak nadal cała drżałam.
Gdy
tylko przekroczyliśmy próg szpitala, wokół nas zjawiło się mnóstwo lekarzy i
przejęli od Louis’a Eleanor, zabierając ją na potrzebne badania. Szatyn stał
jak słup soli w poczekali i wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła jego
ukochana. Podeszłam do niego i delikatnie ścisnęłam jego dłoń, by dodać mu
otuchy. Oczy miał zamglone, a po policzkach spływały łzy. Jeszcze nigdy nie
widziałam go w tak kiepskim stanie. Nawet
nie wiedziałam kiedy, a chłopak wtulił się we mnie. Potrzebował bliskości, a ja
mu taką dałam. Nie myślałam o tym, że kiedyś ja też takiej potrzebowałam, a on
mi jej nie dał. Nie. Gdy okazało się, że Harry umarł, on mnie osądził o
wszystko, a ja, wybaczyłam mu to wszystko i teraz stałam się jego podporą,
dzięki której choć na chwilę mógł znaleźć pocieszenie.
Zaczęłam
go przyjacielsko masować po plecach, a on pociągał co chwilę nosem. O mój boże.
On płakał coraz bardziej.
-
Louis, wszystko będzie dobrze. Słyszysz mnie? – Szepnęłam, wierząc w swoje
słowa – Lekarze się nią zajęli. Jest w dobrych rękach… wyjdzie z tego,
cokolwiek jej jest.
Nie
usłyszałam odpowiedzi, ponieważ poczułam obok siebie obecność pozostałych dwóch
członków zespołu. Liam położył Tomlinsonowi dłoń na ramieniu, a poklepał go po
plecach. Odsunęłam się powoli od szatyna i poczułam, jak Horan zakłada mi
marynarkę na ramiona. Dopiero wtedy dotarło do mnie, iż jest mi cholernie
zimno. Lou wraz z Payne’em usiedli kilka metrów dalej, na krzesłach, a ja z
Niall’em poszliśmy do maszyny z kawą i kupiliśmy cztery napoje.
Louis ani razu nie zmienił swojej pozycji. Siedział nieruchomo
na krześle i wpatrywał się głupio w ścianę nade mną. Czułam się źle i mimo
tego, że to było raptem pół roku temu, doskonale pamiętałam ten dzień, kiedy
byliśmy w podobnej sytuacji, jednak tam, za drzwiami był Harry, a nie Eleanor. Wtedy
‘umarł’. Na niby, ale ból był taki jakby naprawdę zniknął.
Liam rozmawiał kilka metrów dalej z Danielle przez
telefon i błagał ją, by nie przyjeżdżała i zajęła się gośćmi, krążąc w tą i z
powrotem. A Niall siedział obok mnie i nerwowo bawił się palcami u rąk. Podpierałam
ścianę, mając cholerną nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłam w to, że
lekarze uratują Els i dziecko. To nie mogło się tak skończyć. Przecież ona
miała raptem dwadzieścia lat!
- Nie wytrzymam tutaj dłużej! – Louis zerwał się z
miejsca, a Horan momentalnie podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko niego,
nie spuszczając go z oczu. – Niall, proszę. Przesuń się.
- Nie, Lou. Martwisz się i jesteś nieźle wkurwiony. To
połączenie nie jest dobre, więc siadaj na dupie i czekaj. – Wow, jeszcze nie
słyszałam aż tak pewnego siebie Nialla.
Tommo wrócił na swoje miejsce, ale tym razem swój
wzrok utkwił w podłodze.
- Ktokolwiek jej to zrobił to..
- Nic mu nie zrobisz, bo będziesz zajęty
opiekowaniem się Eleanor, więc nawet nie myśl o jakiejkolwiek zemście. –
wtrącił się Niall – Policja się tym zajmie, nie ty. Rozumiesz mnie? – szatyn nie
odpowiadał – Louis?
- Tak.. jasne, Niall. Dzięki. – wymamrotał.
Liam wrócił do nas i usiadł obok szatyna, niepewnie zerkając
w jego stronę.
Poczułam, że odpływam, więc jak najszybciej oparłam swój
ciężar ciała o ramię Niall’a, którego to zaniepokoiło. Posunął się na miejsce
obok i pozwolił mi usiąść na swoim poprzednim. W jego oczach widziałam
zmartwienie. Oparłam głowę o jego ramię i przymknęłam powieki. Byłam bardzo
zmęczona, jednak starałam się odgonić znużenie gdzieś w siną dal.
Eleanor przeżyje. Jej dziecko także. Tak musiało
być. Wystarczy tych dram w naszym życiu. W moim życiu. Po tym wszystkim
wszystko się zmieni, a ja dojdę do tego, co się stało z Zayn’em i Perrie, a
także rozwiążę zagadkę łączącą Harry’ego i Elenę. To musi się skończyć.
Jakieś poruszenie przerwało moją chwilową drzemkę,
więc otworzyłam oczy, a przed nami stał lekarz, który przyjmował Calder na
oddział.
- Panie doktorze, co z nią? – Louis natychmiast ożył
i stanął z lekarzem twarzą w twarz.
- Pan jest z rodziny? – nie byłam w stanie ujrzeć
wyrazu twarzy doktora, ale byłam pewna, iż uniósł brwi ku górze.
- Jestem jej chłopakiem.. – Odpowiedział szybko Louis
– Co z Eleanor?
Liam obserwował wszystko z krzesła i niecierpliwie
stukał nogą o podłogę.
- Pannie Calder odeszły wody, skąd ta krew. –
poinformował nas doktor – Niestety nie było to spowodowane naturalnie. Mam podejrzenie,
że osoba trzecia uderzyła pacjentkę, co by wyjaśniało siniaka pod żebrami.
- Ale żyje, tak? – wtrąciłam się, co sprawiło, że
lekarz odwrócił się w moją stronę i skinął głową.
- Wszystkie badania wskazują na to, że to tylko
drobne stłuczenie, jednak musimy ją zostawić w szpitalu, gdyż wstrząs, jaki
wywołało uderzenie sprawiło, iż dziecko mogło zmienić pozycję w łonie matki.
- Co to znaczy? – zapytał się Louis.
- Pańska dziewczyna jest podłączona do specjalnej
aparatury, która bada funkcje życiowe dziecka. Wstrząs sprawił, iż wody
odeszły, jednak nie było pełnego rozwarcia do porodu. – wyjaśnił spokojnie
lekarz – Ta aparatura powie nam, kiedy dziecko będzie gotowe do opuszczenia
łona panny Calder.
Odetchnęłam z ulgą. Czyli wszystko jest dobrze. El żyje,
dziecko też ma się dobrze. Niall ścisnął moją dłoń, a ja uniosłam głowę i
posłałam mu delikatny uśmiech.
- Mógłbym do niej zajrzeć? – spytał z nadzieją w
głosie Tomlinson.
- Jest czwarta nad ranem, proszę pana. Proponowałbym
pojechać do domu i się przespać, następnie wrócić po dziewiątej. Pańska dziewczyna
i tak śpi. Proszę mi zaufać. – lekarz uśmiechnął się do szatyna.
- Dziękuję, panie doktorze. – szepnął pełen wdzięczności
chłopak.
- Do widzenia, panie Tomlinson. – po tych słowach
zniknął za drzwiami od sali, z której poprzednio wyszedł.
Mhm, wydawało mi się, że Lou nie odpuści tak łatwo i
będzie błagać lekarza, by ten go wpuścił do środka. Chłopak potrafi zadziwiać ludzi.
Podniosłam się z krzesła, co także uczynili
pozostali dwaj chłopcy i w ciszy skierowaliśmy się do wyjścia ze szpitala. W samochodzie,
nadal milczeliśmy. Dopiero pod domem One Direction, Louis niepewnie zerknął na
swojego przyjaciela za kierownicą.
- Dziękuję ci Liam, za wszystko i przepraszam, że
musiałeś zerwać się z własnego wesela, by odwieść El do szpitala. Tak nie powi-
- Louis, proszę nie gadaj głupstw. – przerwał mu
Payne – Zależy mi na niej równie mocno, co na tobie, Danielle, czy Cher albo
chłopcach. Zrobiłbyś to samo.
Och, czy ja nie powinnam się ewakuować, bo ta
rozmowa zaczyna być zbyt osobista?
- Dzięki, Li. – szepnął Tommo i wyszedł z samochodu –
Ucałuj Dani i przeproś ją ode mnie.
- Idźcie już. Jak się wyśpicie, to pojedziemy
odwiedzić El.
*
Czułam, że spadam w dół, a nikt nie był w stanie
mnie złapać. Spadałam coraz niżej i niżej, a kiedy poczułam, że otchłań zmienia
się w ocean – otworzyłam oczy i przekręciłam się na drugi bok. Nawet moje sny
były wyrwane z kontekstu i jakiejkolwiek logiki.
- Wstawaj, wstawaj, wstawaj! – ktoś powtarzał non
stop te słowa niczym mantrę.
O boże, zabiję go.
Nakryłam się kołdrą i usiłowałam zwalczyć ciągłe
huczenie w mojej głowie. Co do cholery?!
- Chcę spaaaaać. – jęknęłam w poduszkę, jednak
mojemu napastnikowi wcale nie przestało zależeć na tym, bym podniosła swój
tyłek z łóżka. Kołdra, jedyne nakrycie, które dawało mi choć odrobinę
prywatności, została ze mnie ściągnięta – Niall, kurde noo!
- Cher, Eleanor właśnie zostaje wieziona na
porodówkę!
Co?
- Co!? – Powtórzyłam swoje pytanie i szybko
podniosłam z się z łóżka, spychając dzięki temu Nialla z łóżka – Dlaczego nie powiedziałeś
mi tego wcześniej? – krzyknęłam w drodze do łazienki.
- Ponieważ nie chciałaś się obudzić, kochanie. – słyszałam
jego chichot.
Kurde, dlaczego, kiedy kładłam się spać, nie mogłam
wziąć prysznica?! Gdybym tylko to przewidziała, to od razu spakowałabym
wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do torby! Weszłam pod prysznic i szybko się
umyłam. Następnie umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż, a włosy spięłam w
koka. Wybiegłam, w samej bieliźnie z łazienki i wygrzebałam z szafy czarne
rurki oraz jakiś luźny, beżowy sweter, pod który ubrałam turkusowy top. Miałam gdzieś
to, że wyglądałam jak wieśniak. Na stopy założyłam letnie botki na koturence i
zbiegłam na dół, gdzie Louis nerwowo przygryzał swoją wargę. Obok niego stał
Niall, jedzący spokojnie kanapkę z szynką, a ze schodów właśnie zbiegał Harry i
Zayn.
- Liam i Danielle dołączą do nas na miejscu. - poinformował nas Malik, a Styles wywrócił
oczami. Coś mi mówiło, ze chłopak wcale nie chciał tam jechać, ale
najwidoczniej chłopcy zdecydowali, że cały zespół przywita małego, bądź małą
Tomlinson.
Podróż trwała kilkanaście minut, zważywszy na korki,
jakie uformowały się w centrum Londynu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że
było już grubo po jedenastej, kiedy weszliśmy na oddział położniczy. Lekarz
poinformował Louisa, że Eleanor jeszcze jest na sali i, niestety, musieli zdać
się na cesarskie cięcie, gdyż nie było za dobrze z dzieckiem. Ta informacja
wcale nie pocieszyła Tommo.
Harry stał znudzony przy oknie i pisał coś na
telefonie. Zayn i Niall rozmawiali o bliżej mi nieznanych rzeczach, tak, czytaj
motoryzacja. Skąd w ogóle u mojego chłopaka ten temat jest tak dobrze znany?
Nie rozumiem chłopców. Louis zniecierpliwiony siedział na krześle i tupał nogą
w rytm muzyki, jaką nucił sobie pod nosem. Dopiero potem rozpoznałam w tym
piosenkę ze ślubu Dani i Liama.
Kilka minut później, do holu wpadło świeżo upieczone
małżeństwo.
- Perrie utknęła w korku. – Poinformowała Danielle,
a Zayn odetchnął z ulgą. Och?
- Panie Tomlinson? – pielęgniarka wychyliła głowę
zza drzwi. Lou zerwał się na równe nogi – Gratuluję panu. Ma pan zdrowego
synka.
Szatyn zastygł w miejscu i, gdyby Liam go nie
przytrzymał, z pewnością by zemdlał.
- Mam syna? – szepnął pod nosem chłopak – Mam syna.
Mam syna!
Radość go rozpierała. O boże. To takie piękne, że udało
im się. Boże.
Liam przytulił swojego kumpla, po czym uczyniła to także
Danielle i Zayn, Niall oraz i ja. Pogratulowałam mu z całego serca.
- A co z Eleanor? – zapytał się szatyn pielęgniarki,
która przyjrzała mu się uważniej – Co z nią? – zapytał bardziej się denerwując.
- To był wyczerpujący zabieg, przede wszystkim dla
niej, ale wszystko będzie dobrze. Powinna się obudzić w przeciągu następnych
kilku godzin. – uśmiechnęła się delikatnie kobieta – Gratuluję.
Lekarze powiedzieli, że syn Lou jest na kilku
rutynowych badaniach i będzie lepiej jak chwilowo chłopak zajmie się swoją
dziewczyną. Ugh, gdyby to mnie coś takiego powiedzieli, to wzięłabym zabiła
tych ludzi. Przecież Louis jest chodzącą bombą!
- Panie doktorze, chciałbym zobaczyć moją dziewczynę
i syna. – zażądał Tommo, a lekarz uniósł brwi ku górze.
- Zapraszam, ale nie wszyscy na raz.
Wszedł sam Louis, ponieważ nikt z nas nie chciał w
tamtym momencie psuć tej wspaniałej chwili, kiedy chłopak miał zobaczyć po raz
pierwszy El i małego.
- Ugh, nie mam ochoty tu być. – szepnął pod nosem
Harry i skierował się do drzwi od holu, które zaprowadziłyby go na zewnątrz –
Cześć!
W tamtym momencie, miałam w dupie zachowanie Styles’a.
Okej, niech sobie stroi te swoje fochy, ale niech nie waży się skrzywdzić Louis’a,
czy Eleanor, bo sama wtedy sobie z nim porozmawiam.
Niall podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Ten
chłopak rozumie mnie nawet bez słów. Kiedy otwierałam usta, by coś powiedzieć –
przerwał mi to płacz dziecka. O mój boże.
- Chodźcie. – Głowa Louis’a wychyliła się zza drzwi,
a na jego twarzy malowało się zdumienie, a usta zdobił szeroki, szczery
uśmiech.
***
Dodaję wcześniej, bo nie wytrzymam do jutra!
Co o tym myślicie? Boże, początek wyszedł mi… o
boże. Bardzo mi się podoba ten rozdział i przy tych jakby retrospekcjach Cher,
prawie płakałam. Poważnie. Takie smutne trochę, ale jest już chyba dobrze, prawda?
Nie wiem czemu sądziłyście, że coś mega groźnego
mogłoby przydarzyć się Eleanor. Chociaż powiem wam, że jak pisałam ten
rozdział, to w pewnym momencie chciałam by umarła, ale tak szybko jak wpadło mi
to do głowy, tak szybko z tego zrezygnowałam.
Nie zapomniałam o wątku Zerrie, Elenie, Harrym, czy
też tym ostatnim, zagubionym liście. Nie, wszystko w swoim czasie. Na razie po
kolei. Bo chyba nie chcemy jeszcze
kończyć tego opowiadania, prawda?
Wiem, że wcześniej bardziej nakierowałam was na to,
że może dzieckiem Lou i El będzie dziewczynka, ale stwierdziłam, że wole
chłopca. :) Taki słooodki, podobny do Loueh. Ale to też w następnym rozdziale.
Dziękuję za cudowne komentarze. Kocham was. Xx
Ej, no sorry, ale tak to opisałaś w poprzednim rozdziale, że serio myślałam, że stało się jej coś o wiele bardziej poważnego! I dobrze, ze wybiłaś sobie uśmiercenie El z głowy, bo nie wiem co bym Ci zrobiła! ;p
OdpowiedzUsuńTo jak opisałaś jak Cher to wszystko widziała... Myślałam, że zaraz się rozpłaczę, ale powstrzymało mnie tylko to, że nie byłam sama w pokoju i dziwnie by się na mnie patrzyli...
Jejku, maja synka <3 Tak strasznie się cieszę. I gratulacje dla młodych rodziców, hihi.
Nie mogę nic zarzucić temu rozdziałowi <3
KC! xx
CUUUUUUUUUUUUUUdowny rozdział <3 przestraszyłam się ,że El stało się coś bardzo poważnego,ale na szczęście nie, uff. Mają syna <3 gratulacje <3
OdpowiedzUsuńStyles mnie strasznie wnerwia, masakra, rozumiem Cher xD
Dzięki za ciekawy rozdział i życzę weny :)
Boże, popłakałam się, czytając ten rozdział! Był niesamowicie wzruszający, chociaż bardzo długi czas trzymał w napięciu. Tak sądziłam, że ktoś chciał ją skrzywdzić i prawie umarłam, kiedy Tommo znalazł ją nieprzytomną i pobitą... Kto w ogóle mógł zrobić coś takiego? Odpowiedzi nasuwają mi się dwie, ale w jedną zdecydowanie wolę nie wierzyć...
OdpowiedzUsuńczułam się tak, jakbym była w tym szpitalu i czekała z Lou na wiadomości o Els... Bałam się, że coś jej się stanie, ale cały czas powtarzałam sobie, tak jak Cher, że będzie okej ;) Na jej miejscu pewnie nie.moglabym zasnąć!
A potem już mi w ogóle emocje puściły, jak El urodziła... Jezu, tak wspaniale to opisałaś! Uczucia Tommo i przyjaciol, coś niesamowitego. Ręce mi się dosłownie trzęsą, ubóstwiam Cię za ten rozdział! <3 Był cudowny, Boże nadal chce mi się plakac *.*
Żeby przeczytać ten rozdział przeniosłam się z laptopa na komórkę, i zaczęłam chodzić po całym domu, bo wiedziałam, że nie usiedzę na miejscu. Cały czas powtarzałam pod nosem "Ona przeżyje. Dzieco też", "Liam gazu!" "Zabije Styles'a!"... Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że on ma z tym coś wspólnego. Mam nadzieje, że nie osobiście, bo wtedy, jeśli Lou się dowie, to raczej nie pozostanie po nim nic, z wyjątkiem, mokrej plamy. Sama mam ochotę dać mu lekcje pokory.
OdpowiedzUsuńJak czytałam poprzedni rozdział to tak się cieszyłam,że nic się nie działo na weselu, że Dani i Liam mogą być zadowoleni i niczym się nie martwić. A tu takie coś...
Myślę, że na sam widok El leżącej tam, przy tym samochodzie, pikawa by mi stanęła. I zresztą jak to czytałam to mało brakowało.
No i najważniejsze! Chłopak! Syn! Mały Tomlinson! Jeju!
A już zaczęłam przyzwyczajać się do imienia Lauren. Choć jakby się uprzeć to można z tego imienia zrobić męskie :)
Nie wiem czy określenie "podoba" pasuje do tego co czuje czytając ten rozdział... Jedno porządne WOW po prostu :D
Jestem okropnie ciekawa co będzie się działo w następnym rozdziale, więc oczywiście weny i do następnego :*
Cholera, to jest niesamowite. Faktycznie łezka się w oku kręci. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czekam na dalszy ciąg :D
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie! Oczywiście, że nie chcemy by to opowiadanie się zakończyło! Przecież ja się popłaczę, kiedy dodałabyś ostatni rozdział, epilog. Nie miałabym co czytać, a wiesz, że twój blog jest moim ulubionym, więc przeżywałabym tu kilkanaście razy bardziej.
OdpowiedzUsuńA więc Eleanor została uderzona? Jak dobrze, że zorientowali się wczas, że coś jest z nią nie tak, że pojechali do tego szpitala, bo faktycznie mogło być coś nie tak z El i jej dzieckiem, co pewnie załamywało Louis'a, kiedy jeszcze nie wiedział co z jego dziewczyną. Osobiście, wracając do tematu uderzenia, podejrzewam, że był to Styles, bo po ostatniej rozmowie jaką przebył z Cher - wszystko jest prawdopodobne. W dodatku jego zachowanie w szpitalu. Pieprzony egoista.
Podziwiam Liam'a, że zostawił gości, cały ślub, wesele, bo tak bardzo przejął się stanem Eleanor. Bardzo dobrze, że mógł prowadzić, bo co by to było gdyby zostali sami, bez nikogo? Naprawdę go podziwiam i wierzę, że wszyscy byli mu cholernie wdzięczni za to, że tam był akurat wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny.
Tak się cieszę, że Lou ma zdrowego synka, chociaż miałam nadzieję, że sprawdzi się wersja z córeczką, ale najważniejsze jest to, że wszystko jest dobrze z dzieckiem. Mam nadzieję, że Eleanor dojdzie do siebie po cesarskim cięciu, które nie jest zbyt przyjemne, co wnioskuje po opowiadaniach mojej mamy, które przeżyła zaledwie rok temu, haha :)
Kocham Cię x
@RootsmanSoulx